sobota, 14 maja 2016

Farbowanie wełny

Czy Wy tez tak czasami macie,że koniecznie musicie coś zrobić? Ja niekiedy tak mam, że "muszę, bo się uduszę" ;) Tak właśnie było z farbowaniem wełny. Pewnego razu wpadł mi do głowy pomysł, aby zafarbować wełnę, rozsiadł się tam wygodnie, i ani myślał opuścić to miejsce. Kazał  przeglądać strony internetowe i czytać wszystko, co tylko możliwe na ten temat. Zmusił do kupienia włóczki, barwników i rękawiczek oraz innych niezbędników przyszłej "farbiarki". Długo się z nim droczyłam, no bo przecież podczas farbowania coś się może zniszczyć, poplamić, albo jakiś nieciekawy zapach może mnie narazić na dezaprobatę innych domowników. I tak żyłam sobie przez pewien czas z lokatorem w głowie, aż w końcu mu uległam, gdy trafił mi się wolny dzień, a był akurat ciepły i słoneczny. W sam raz na farbiarskie eksperymenty.
Czytałam o wielu sposobach farbowania wełny. Długo się nie mogłam zdecydować, który z nich wybrać. Ostatecznie zdecydowałam, się wybrać metodę farbowania na parze, gdyż wydawała mi się najprostsza, a co za tym idzie najodpowiedniejsza jak na pierwszy raz.
Nie zważając już na destrukcję jaka może się wokół mnie wytworzyć, przystąpiłam do działania. Zaczęłam od zabezpieczenia folią stołu. Potem wyciągnęłam, poukrywane w różnych zakamarkach domu, wszystkie niezbędne akcesoria potrzebne do tego procesu. Najpierw zamoczyłam wełnę -trzy motki włóczki firmy Zitron Atelier z przeznaczeniem do farbowania - Trekking (75% wełna, 25% poliamid), na mniej więcej pół godziny w letniej wodzie z detergentem do mycia naczyń. W tym czasie przystąpiłam do mieszania kolorów. Przygotowałam kilka słoików z różnymi mieszakami barw, sprawdzając ich odcienie na papierowym ręczniku. Namoczoną i odciśniętą włóczkę ułożyłam na stole jeden motek na drugim i zaczęłam nanosić kolejne kolory na pasma włoczki, po kilka centymetrów każdy. Mieszanie barw, oraz nanoszenie ich na wełnę, było najbardziej ekscytującą  i najbardziej twórczą częścią całego procesu farbowania.
Zakolorowane motki, zawinęłam w folię i wrzuciłam do gara, który służy do gotowania na parze. Nie pamiętam już dokładnie, ile tam siedziały, ale chyba około piętnastu minut. Po lekkim przestudzeniu wypłukałam je w kilku wodach, aż do momentu kiedy woda była zupełnie czysta. Do ostatniego płukania dodałam oczywiście ocet, aby kolory się utrwaliły.
Już podczas wkładania motków do gara moje odczucia nieco się zmieniły, ponieważ pasma, zaczęły przybierać inne barwy niż te, które sobie wymarzyłam. Gdy ułożyłam pasma do wyschnięcia, moje odczucia były mieszane. Nie wiedziałam do końca co mam o nich myśleć.

Po wyschnięciu wyglądały tak:






Patrzyłam na nie z pewną nieśmiałością. Raz mi się podobały, innym razem już niekoniecznie;)

Po przewinięciu na gałki wełna zmieniła nieco swoje oblicze, zmieniając też nieco moje nastawienie do niej. a wyglądało to tak:



W zrobionej próbce wyglądała jeszcze nieco inaczej:


Prawdziwą swoją urodę pokazała dopiero, gdy zaczęłam dziergać z niej sweterek:


Ciekawym jest to, że od razu po ufarbowaniu, wiedziałam jaki projekt chcę z niej wydziergać. Nie zastanawiałam się, ani przez moment. Tak więc nastąpiła zmiana planów. Zamiast Malabrigo, na moje nowe  druty ChiaoGoo, wskoczyła moja różowa 'farbowanka'. Na razie nie zdradzę Wam jaki model wybrałam (chyba, że ktoś się domyśli). Zdradzę tylko, że jest to projekt jednej znanej w świecie dziewiarskim projektantki.
W tajemnicy Wam powiem, że sweterek jest już gotowy, jednak jego prezentację muszę odwlec w czasie, z powodu braku zdjęć. Tak, wiec-Fotograf potrzebny od zaraz! Mam jednak nadzieję, że wkrótce nastąpią sprzyjające okoliczności i mój wyrób ujrzy światło dzienne :)

Pierwsza próba farbowania wełny wcale mnie nie zniechęciła. Wręcz przeciwnie, nabrałam jeszcze większej ochoty na zabawę kolorami, a także na wypróbowanie innych metod. Tak więc cdn.

6 komentarzy:

  1. Widziałam te kolorki , wcale cudne :-) Szkoda, że nie pokazałaś malowanki przed parowaniem. jakie kolory zamierzyłaś? na sweretkowe zdjęcia czekam z całą cierpliwością :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma już co rozwodzić się nad tym co miało być, ponieważ wyszło o wiele lepiej niż się spodziewałam. A sweterkowe zdjęcia mam nadzieję już wkrótce :)

      Usuń
  2. Ja wiem, ja wiem, ...to jest Cocachin ! Zgadłam ?
    Pięknie Ci wyszła ta farbowanka , subtelne przenikanie kolorów, cudnie. Bardzo lubię ręcznie farbowane włóczki, bo zawsze nas zaskakują, ale to fajne zaskoczenie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brawo! Zgadłaś:) Niestety nie przewidziałam żadnej na nagrody za trafną odpowiedz;)

      Usuń
  3. Też mam różową Cocachin :) I też z ręcznej farbowanki (choć nie własnej, a Tysiowej) :) Pięknie te odcienie grają w Twojej nitce!
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Też się właśnie przymierzam do farbowania wełny na sweter :) Twoja wyszła obłędna, nie wiem, skąd te mieszane uczucia!

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...