Dzisiaj jest taki dzień, że nie chce mi się wychodzić z domu. Pochmurno, co chwilę pada deszcz. Aby zagospodarować to leniwe niedzielne popołudnie, postanowiłam usiąść z kubkiem aromatycznej ciepłej herbaty i trochę odkurzyć bloga. Tak, wiem, że w obecnej epoce blogi nie są już tak popularne, jednak ja do mojego czuję jakiś sentyment i chociaż piszę rzadko, na razie nie zamierzam z niego rezygnować. Zwłaszcza, że mam Wam do pokazania nowy sweterek. A zdjęcia zrobione podczas wakacji, przez mojego kochanego męża, powinny już ujrzeć światło dzienne. Zwłaszcza, że włożył w nie wiele trudu i zaangażowania. Na dodatek, bez marudzenia dał się wyciągnąć na pieszą wędrówkę do miejsca docelowego, które wybrałam na sesję, a powiem Wam, że nie było to blisko. Pogoda wtedy była zgoła inna niż dzisiaj..żar lał się z nieba i nawet ciężko było oddychać. Sesja więc wymagała poświęceń..sweterek ubrałam tylko na chwilę, bo można się było w nim ugotować. Chcieliśmy jednak wykorzystać ten wolny czas i piękne okoliczności przyrody.
Może jednak przejdę do sedna i zdradzę co chcę Wam dzisiaj zaprezentować. Otóż mowa jest o sweterku Astrid, projektu Junko Okamoto. Jest to projekt z gatunku tych, które jak wpadną mi w oko, zainfekują umysł, to nie ma siły i muszę wydziergać. Dość długo 'chodził' mi ten sweterek po głowie, ponieważ jak wiecie, kiedyś tam postanowiłam obniżyć moje zapasy włóczkowe. Nie kupować nowych, tylko dziergać z tego co mam. Jednak do tego projektu nie miałam, odpowiednich włóczek w domu. Miałam więc dylemat, kupić włóczki na sweterek, czy dziergać coś innego z tego co mam w domu. Niestety, tym razem zdrowy rozsądek nie zwyciężył ;) Zauroczenie Astrid było zbyt silne! Postanowiłam, kupić włóczki. Do projektu wybrałam Alpakę Dropsa, bo w tamtym momencie nie chciałam zbyt rujnować swojego budżetu. Kolory wybrałam, zbliżone do oryginału. , głównie chyba dlatego, że takie były akurat dostępne aktualnie. No, ale przecież właśnie taki sweterek wpadł mi w oko. Z zapałem zabrałam się za dzierganie, lecz niestety na samym początku zaliczyłam wpadkę i nie obyło się bez prucia. Ale, przecież prucie jest nieodzownym elementem procesu dziewiarskiego ;) Nie zniechęciłam się i dzielnie podążyłam dalej. A dzięki temu, że postanowiłam w tym roku być monogamistką dziewiarską, już końcem wiosny mogłam cieszyć się nowym sweterkiem. Pewnie niektórym z Was wydaje się, że dziergałam, go bardzo długo, jednak muszę Wam przypomnieć, że wolny czas na robótki muszę teraz dzielić, pomiędzy druty, a krosno- moją nową miłość ;) Niestety, zaraz po wydzierganiu nie udało się zrobić zdjęć, ponieważ nie było ku temu okazji, a inne sprawy zaprzątały głowę. Astrid wylądowała więc na pewien czas w szafie, bo trudno też nosić w lecie alpaczany sweter. Nie omieszkałam jednak wrzucić jej do walizki przed wyjazdem na wakacje, ponieważ lubię takie momenty wykorzystywać do zrobienia zdjęć. Ale może już dość przynudzania i pora na prezentację gotowego sweterka. Jednak z góry uprzedzam, zdjęć będzie dużo, bo jak zwykle truno się zdecydować, które wybrać ;)