Bo w tym jest siła i moc...
W tych nitkach, kłębkach, precelkach zaklęta jest moc
ogromna. Czasami zgubna, ale przeważnie moc zbawcza, lecznicza, terapeutyczna.
Ostatnio dość często zadaję sobie pytanie, dlaczego
dziergam? Po co to robię? Przecież nie po to, żeby mieć się w co ubrać. Ubrania
można kupić w sklepie. Często za mniejsze pieniądze niż wydaję na włóczkę.
Uwielbiam szlachetne włókna i na ogół tylko z takich dziergam, bo czyż warto
męczyć się, dziergając z byle czego?
Poświęcając ogrom czasu i energii na dzierganie, chcę otrzymać wyrób oryginalny
i najwyższej jakości.
Kiedyś, gdy byłam jeszcze małą dziewczynką, dziergałam
dlatego, że dziergała mama i siostry. Jedna
z sióstr nadal to robi, chociaż nie z takim zaangażowaniem jak ja. Ona traktuje to bardziej jako sposób na nudę, zabicie czasu. Dzierga, aby móc potem wykorzystać w praktyce powstałe wyroby. Spod jej rąk wychodzą najczęściej różnej wielkości serwetki, szaliki i sweterki.
Druga siostra natomiast, chyba już zupełnie porzuciła to zajęcie. Zresztą wcale się temu nie dziwię. Przecież obecnie, kiedy ten czas tak pędzi i pędzi, każdemu z nas ciężko wygospodarować chwilę na odpoczynek i relaks. Wtedy bardzo podobało mi się jak one dziergały i ja też tak chciałam. Naśladowałam mamę i jedną z sióstr.
z sióstr nadal to robi, chociaż nie z takim zaangażowaniem jak ja. Ona traktuje to bardziej jako sposób na nudę, zabicie czasu. Dzierga, aby móc potem wykorzystać w praktyce powstałe wyroby. Spod jej rąk wychodzą najczęściej różnej wielkości serwetki, szaliki i sweterki.
Druga siostra natomiast, chyba już zupełnie porzuciła to zajęcie. Zresztą wcale się temu nie dziwię. Przecież obecnie, kiedy ten czas tak pędzi i pędzi, każdemu z nas ciężko wygospodarować chwilę na odpoczynek i relaks. Wtedy bardzo podobało mi się jak one dziergały i ja też tak chciałam. Naśladowałam mamę i jedną z sióstr.
Gdy kilka lat temu, po dłuższej przerwie wróciłam namiętnie
do dziergania i stało się to moją pasją, zmieniły się nieco powody, dla których
to robię.
Teraz, gdy nie mam już w swoim najbliższym otoczeniu
dziewiarskich przewodników, bo mama już nie dzierga ze względu na wzrok,
natomiast dla siostry teraz to ja jestem inspiracją, dzierganie stało się dla
mnie sposobem na życie. Lekiem na całe zło. Pozwala mi przetrwać, gdy życie
odbiera to, co kocham i nie daje w zamian tego, czego pragnę najbardziej na
świecie.
Dzierganie trzyma mnie w ryzach, stawia do pionu i nie daje
mi upaść, gdy smutno i źle. Daje mi poczucie własnej wartości, satysfakcję z
tego, co robię oraz dumę z nowo powstałych dzieł. Myślę, że w pewien sposób
również mnie uspokaja. Uwielbiam chwilę, gdy po całym chaosie i zabieganiu dnia
codziennego, siadam sobie wygodnie w fotelu, wyjmuję motki i powoli, z
namaszczeniem dziergam sobie oczko za oczkiem, pozwalając przy tym wszystkim
moim myślom swobodnie płynąć w mojej głowie. Nigdy się na nich nie skupiam,
pilnuję wzoru i dzięki temu po skończonej pracy czuję, że mój umysł jest
oczyszczony, a na duszy jakby lżej.
I tak dziergam, wplatając między nitki - życie...smutki i
troski, czasami nawet łzy. Wplatam też nieraz radość i uśmiech. Porażki i
sukcesy.
Dziergam niekiedy dużo, ale nie zawsze mam na to czas.
Staram się jednak przerobić codziennie choć kilka oczek- bo dzień bez drutów to
dla mnie dzień stracony. Nie umiem już żyć bez dziergania i prędko to się nie
zmieni, chociaż ma to też swoje ciemne strony, a mianowicie – Włóczkoholizm-
namiętne oglądanie i kupowanie włóczek. Staram się z tym walczyć, pisałam o tym
tutaj klik. Od pięciu miesięcy nie kupiłam żadnej włóczki, co nie znaczy
jednak, że ich nie oglądam. Oglądam i to dużo, tracąc na tym mnóstwo czasu.
Obecnie stoję nad 'przepaścią' , już niemal trzymam rękę na klawiaturze, aby
kliknąć przycisk 'kupuj'. Na szczęście z moich obliczeń, które przedstawiłam w Wiosennych porządkach wynika, że mogę
sobie pozwolić na kilka motków.
Rozpisałam się, a przecież dzisiaj poniedziałek i miało być
o Aleci. Otóż Alecia dostała dwa całkiem nowe, długie rękawy.
Wiele razy czytałam, gdzieś w sieci, że nie lubicie robić rękawów. Ja też nie lubiłam. Jednak odkąd zaczęłam je robić na malutkich 23 cm. drutach, już nie taki diabeł straszny. Praca nad rękawami idzie mi o wiele łatwiej i szybciej. Ja już chyba lubię robić rękawy :)
Jeszcze chwila, jeszcze moment i sweterek będzie gotowy. Zostało
skończyć ściągacz i zrobić plisy. Powinien już być gotowy, gdyby nie te
wszystkie 'międzyczasy', ale o tym innym razem. A teraz spieszę kończyć moją Alecie. Mam nadzieję, że zbytnio Was nie zanudziłam dzisiaj ;)
Pięknie się prezentuje Alecia,pozostaję pod wrażeniem.
OdpowiedzUsuńJa w przeciwieństwie do Ciebie nauczyłam się dziergać mając 40 lat,wcześniej ukochany był haft i szydełko,potem miałam fazę na decu a teraz królują druty. Zawsze się relaksuję przy robótce to mnie bardzo wycisza.
pozdrawiam aga