czwartek, 3 grudnia 2015

Od warkoczy do ażurów.

 

Moje fascynacje czyli pięć lat "SZALeństwa"

 

Był początek roku 2010, kiedy to przeglądając kolejne strony w internecie odkryłam, że nie jestem sama, że osób robiących na drutach jest więcej...dużo więcej. Odkryłam jakie "cudowności" kryje w sobie internet: blogi robótkowe, sklepy z pięknymi włóczkami i innymi przydatnymi akcesoriami, oraz przepiękne wzory estońskie. Przez wiele dni siedziałam i niemal z otwartymi ustami wgapiałam się w ekran komputera podziwiając to wszystko.
Na szczególne wyróżnienie zasługuje tutaj blog Włóczkomania, który był dla mnie inspiracją oraz prawdziwą skarbnicą wiedzy. Wielce przydatne okazały się instrukcje "jak robić chusty" oraz "jak wykonać estoński szal" za co w tym miejscu chciałabym teraz Prowadzącej bloga gorąco podziękować!

Powoli dojrzewała we mnie myśl o zrobieniu pierwszej chusty czy szala. byłam pełna obaw czy będę to potrafić, a jednocześnie wiedziałam, że muszę to zrobić, muszę spróbować...Nigdy wcześniej nie robiłam ażurów, ani nie używałam włóczek typu Lace, dlatego podchodziłam do tego z pewną nieśmiałością.
Pierwszą chustę zrobiłam z akrylu, który miałam w domu, na drutach co prawda z żyłką, ale starych, plastikowych i topornych. Ponieważ akryl się nie blokuje, wyprasowałam ją żelazkiem. Efekt końcowy był zadowalający i już wiedziałam, że mogę w to brnąć dalej. Później wszystko potoczyło się już bardzo szybko-wymieniłam druty na te z żyłką i ostrymi końcówkami ( nieodwołalnie porzuciłam druty proste "z poprzedniej epoki", które są już teraz dla mnie zbyt ciężkie i niewygodne), kupowałam cieniutkie włóczki wełniane, jedwabne i te z alpaki. Dzierganie ręczne chust i szali ruszyło pełną parą i trwało nieprzerwanie przez dłuższy czas. Początki były trudne, bo oczka z delikatnych włóczek ślizgały się na drutach i ciężko było nad nimi zapanować. Z każdą kolejną sztuką było jednak coraz lepiej, a gotowe wyroby były coraz piękniejsze. Wzbudzały zachwyt nie tylko mój, ale też i najbliższych.
Nie zawsze było "różowo", był też "płacz i zgrzytanie zębami', kiedy to np. trzy razy prułam border do pierwszego estońskiego szala.

Ostatnie pięć lat to był bardzo intensywny czas w moim życiu. Wydziergałam wiele chust i szali. Niektóre z nich są nadal u mnie, a znaczna ich część znalazła "nowe domy", by cieszyć oczy nowych właścicielek.

Pokażę teraz chociaż kilka wykonanych przeze mnie prac. Na początek może te z których jestem najbardziej dumna i które moim zdaniem wydziergane są najpiękniejszymi estońskimi motywami: Sofia kiri, Kuusega kuubikukiri, Silvia kiri oraz Greta Garbo kiri.


Tę chustę darzę szczególna sympatią, ponieważ jest to mój własny projekt:


To był mój ulubiony wzór w ostatnim czasie:







Nie zawsze było biało, czarno i szaro, bywało też kolorowo:





Był też rozmiar podwójny, na szczególną okazję czyli ślub: 





 Na tym kończę wspomnienia, bo tak jak wiele rzeczy w życiu mija, tak też powoli odchodzi fascynacja ażurowymi szalami. Nie oznacza to jednak, że już nigdy nie zrobię żadnego, bo pewnie zrobię jeszcze nie jeden. Teraz jednak "idzie nowe" i o tym chcę Wam teraz opowiadać.

Pozdrawiam Wszystkich, którzy tu zaglądają :) i zapraszam do zostawiania komentarzy ;)



5 komentarzy:

  1. Imponująca kolekcja i kawał niezłej dziewiarskiej historii, jak w książce:))) Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Może to i kawał historii, ale jak to mówią człowiek całe życie się uczy tak więc jeszcze wiele do nauki przede mną ;) Pozdrawiam:)

      Usuń
  2. Podziwiam wszystkie te estońskie ażury. Widać w nich ogrom pracy, precyzję wykonania i serce :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:) Cieszę się,że podobają się moje szale.

      Usuń
  3. Aniu, pooglądałam Twoje chusty i wiem na pewno, że tylko wydawało mi sie, że potrafię dziergać.... Podziwiam cierpliwość i umiejętności :-)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...